Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku pewien młody mężczyzna, chcąc zjednoczyć się z dziką przyrodą, postanowił zamieszkać w niedostępnych rejonach Alaski.
Nie w ciepłym domu, a na otwartej przestrzeni, jedząc to, co ofiaruje mu przyroda. Dzisiaj wiemy, że nigdy stamtąd nie powrócił. Jego obozowiskiem stał się stary porzucony autobus z wybitymi szybami. To w nim gotował, spał, czytał i pisał – dopóki nie zmarł z wycieńczenia. Historia autentyczna, opisana przez Jona Krakauera w książce Into The Wild, do szerokiej publiczności trafia za sprawą dojrzałego dzieła filmowego Seana Penna. Młodzieńczy bunt przeciwko trudnemu dzieciństwu i światu rodziców na początku wygląda banalnie, żeby nie powiedzieć infantylnie. Chłopak przygotowuje wyprawę, włócząc się po Stanach i przybierając fałszywe nazwisko Supertrump. Po drodze brata się z podstarzałymi hippisami, farmerami i outsiderami, uciekającymi od prawdziwego życia tak jak on. Z ekranu padają wtedy kwestie, budzące uśmiech politowania. Wszystko to jednak przygotowuje grunt pod właściwą „walkę na śmierć i życie”, gdzie stawką jest przebaczenie sobie i własnym rodzicom, a ostatecznie pojednanie z Bogiem. Ów kostium wiecznie niedojrzałych Stanów Zjednoczonych stanowi, jak się na koniec okazuje, jedyne stosowne tło dla zmagań o autentyczność życia i prawdziwą wolność. A wzrusza tak mocno pewnie dlatego, że decyzja bohatera o życiu w pustelni była zdeterminowana nienawiścią do rodziców, którą przyszło mu uświadomić sobie wtedy, gdy już nie było odwrotu. Wspaniałe kino! (MH)
Wszystko za życie, reż. Sean Penn, USA 2007, czas: 140 min.