Nic tak nie cieszy, jak więzi między mężczyzną a kobietą, oparte na wiernej miłości i nic tak nie boli, jak krzywda w relacji między osobami płci odmiennej. Najbardziej boli brak miłości między małżonkami.
Złu zapobiega się poprzez dobro
Człowiek może być pogodny i szczęśliwy nawet wtedy, gdy kocha kogoś, przez kogo nie jest kochany, pod warunkiem jednak, że tym kimś nie jest małżonek. Największe cierpienie wiąże się z kryzysem małżeńskim a w konsekwencji z cierpieniem małżonków, rodziców i dzieci. To właśnie dlatego ogromnie ważna jest znajomość zasad zapobiegania takiemu kryzysowi i znajomość zasad postępowania wtedy, gdy komuś przychodzi się z takim kryzysem zmierzyć. Najlepszym sposobem zapobiegania kryzysom małżeńskim jest solidne przygotowania do ślubu. Zaczyna się ono już w dzieciństwie, gdy dzieci obserwują postawę swoich rodziców. Dom rodzinny to pierwszy kurs przedmałżeński dla dzieci i młodzieży. Początkiem bezpośredniego przygotowania do ślubu jest zwykle zakochanie, które oznacza intensywne, emocjonalne zauroczenie osobą drugiej płci. Jeśli to zauroczenie okazuje się obustronne, to chłopak i dziewczyna pragną być odtąd ze sobą na zawsze. Samo zakochanie nie jest jeszcze podstawą do zawarcia małżeństwa. Zakochać się potrafią już dzieci w przedszkolu. Narzeczeni nie ślubują sobie zakochania, lecz miłość.
Ochrona przed demoralizacją
Jednym z bardzo poważnych zagrożeń w przygotowaniu do małżeństwa jest promowanie demoralizacji i dążenia demoralizatorów do skupiania młodych ludzi – a nawet przedszkolaków – na seksualności, zamiast na miłości, odpowiedzialności i budowaniu trwałych więzi. W konsekwencji młodzi ludzie mylą to, co dobre z tym, co przyjemne. Wielu chłopców ma kontakt z pornografią, a wiele dziewcząt regularnie ogląda telenowele i seriale, w których miłość mylona jest z romansami, „wolnymi związkami” i uczuciami. Edukatorzy seksualni ukrywają przed młodzieżą wiedzę o tym, że wiele zachowań seksualnych jest aż tak szkodliwych, że zakazuje ich nawet kodeks karny. Ukrywają też wiedzę o tym, że w dziedzinie zachowań seksualnych jedynym pewnym sposobem ochrony przed AIDS i innymi chorobami wenerycznymi jest wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna wierność w małżeństwie. W konsekwencji skrajnie negatywnego nacisku środowiska zewnętrznego, a zwłaszcza mediów i Internetu, wielu młodych ludzi ma zupełnie wypaczoną wizję więzi kobieta-mężczyzna. Niektórzy wstępują w związki małżeńskie, mając już za sobą zranienia w sferze seksualnej i moralnej lub sumienie obciążone krzywdami, które wyrządzili innym osobom.
Przygotowanie do małżeństwa
Solidne przygotowanie do małżeństwa to uczenie się takiej mądrości i chronienie w sobie takiej wolności, dzięki którym dana osoba będzie w stanie wypełnić przysięgę miłości wiernej, czystej, czułej i ofiarnej – w dobrej i złej doli aż do śmierci. To także osiąganie takiego stopnia dojrzałości, by nigdy nie zesłać na małżonka złej doli. Istotnym sprawdzianem dorastania do miłości małżeńskiej jest życie w czystości. Nie można przecież przygotowywać się do miłości przez cudzołóstwo. Jeśli on i ona potrafią zapanować nad ciałem, popędami i emocjami w fazie zakochania, czyli w fazie, w której są dla siebie wyjątkowo atrakcyjni i w której najtrudniej panować nad sobą, wtedy mogą być po ludzku pewni wzajemnej miłości i wierności aż do śmierci. Fatalnym sposobem przygotowania do małżeństwa byłaby sytuacja, w której jedna ze stron decyduje się na małżeństwo z tą drugą osobą nie dlatego, że kocha i jest kochana, lecz po to, by tę osobę „ratować”, na przykład w obliczu problemów alkoholowych czy seksualnych. Wtedy ślub jest często nieważny, a taka próba „ratowania” kończy się zwykle kryzysem także tego, kto próbuje być ratownikiem.
A jeśli kryzys już nadejdzie…
Nikt z ludzi nie jest Bogiem. Nikt z nas nie jest miłością. Z pomocą Boga jesteśmy w stanie uczyć się zasad miłości i kochać bardziej niż dotąd. Do śmierci jednak pozostajemy ludźmi zagrożonymi i niedoskonałymi. Zasada ta odnosi się także do małżonków i rodziców. Kto każdego dnia nie kocha bardziej niż wczoraj, ten zaczyna kochać coraz mniej. W tej sytuacji rolą małżonka jest mówienie prawdy w duchu miłości już w obliczu pierwszych błędnych zachowań oraz mobilizowanie współmałżonka do powrotu na drogę rozwoju i miłości. Jeśli mimo to błądzący brnie w kryzys, wtedy krzywdzony małżonek ma prawo do obrony przed krzywdzicielem. W skrajnych przypadkach Kościół daje prawo do separacji małżeńskiej, według zasady: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Każdy, kto błądzi, jest przez Boga wzywany do nawrócenia i ma szansę powrócić do pierwotnej miłości. Doświadczenie pokazuje jednak, że łatwiej jest nawracać się tym, którzy dotąd nie rozumieli istoty miłości czy sensu norm moralnych, niż tym, którzy to wszystko wiedzieli, a mimo to przestali kochać. Radykalnym zranieniem miłości między małżonkami jest zdrada małżeńska. Jeśli ktoś uległ takiej słabości, ma dwie możliwości: nawrócić się, albo brnąć w złu i krzywdzić coraz większy krąg ludzi.
Reakcja na zdradę
Jeśli małżonek dopuścił się zdrady, to jedyną dojrzałą reakcją na własny błąd jest odejście od kochanki/kochanka i powrót do małżonka z jeszcze większą miłością niż przed kryzysem. Popatrzmy na typową sytuację w tym względzie. Oto mąż zdradza żonę i ma nieślubne dziecko. W tej sytuacji nawrócenie polega na zerwaniu więzi z kochanką i na powrocie do żony oraz dzieci. I to na powrocie z odnowioną, większą niż wcześniej miłością. Taka postawa stwarza szansę na to, że skrzywdzona żona stopniowo odzyskania zaufanie do męża i upewni się, że on rzeczywiście teraz kocha ją bardziej niż przed zdradą i pozostaje jej wierny. Niektórzy twierdzą, że takie rozwiązanie ma poważną słabość, gdyż oznacza opuszczenie kochanki i własnego dziecka. To prawda, jednak w zaistniałej sytuacji nie istnieje już takie rozwiązanie, dzięki któremu nie byłoby osób skrzywdzonych i opuszczonych. Jeśli kobieta zgodziła się na współżycie z żonatym mężczyzną, to przez ten fakt zgodziła się również na to, że może stać się kiedyś matką samotnie wychowującą dziecko. W opisanej sytuacji mężczyzna maksymalnie redukuje rozmiary krzywd i swojej niewierności, gdy powraca do żony i tych dzieci, które w sakramencie małżeństwa ślubował z miłością przyjąć i po katolicku wychować. Nawet gdyby później prywatnie obiecywał to samo swojej kochance, to i tak taka obietnica byłaby nieważna. Nie można bowiem w ważny sposób obiecywać komuś miłość, łamiąc przez to przysięgę miłości, złożoną wcześniej już komuś innemu.
Jaka troska o nieślubne dzieci?
Co powinien uczynić wychodzący z kryzysu mąż i ojciec, który ma nieślubne potomstwo? Otóż jedyne rozwiązanie, zgodne z zasadami Ewangelii, polega na tym, że taki mężczyzna płaci uczciwej wysokości alimenty na nieślubne dziecko, lecz wychowanie dziecka pozostawia w rękach matki. Pewien mężczyzna opowiadał mi o tym, że znalazł się w takiej właśnie sytuacji i postąpił zgodnie z powyższymi zasadami. Teraz jednak, w kilka lat po zakończeniu romansu, ma wyrzuty sumienia i dlatego postanowił pomóc swojej dawnej kochance – zachowując teraz wobec niej całkowity dystans fizyczny i emocjonalny – w wychowywaniu syna, który wchodzi w wiek szkolny. Wyjaśniłem memu rozmówcy, że nie jest to możliwe z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że znowu zacznie ogromnie cierpieć jego żona, a także jego ślubne dzieci. Po drugie, dlatego, że kochanka zacznie walczyć o niego i prowokować go do ponownego romansu. Po trzecie dlatego, że spotykając się z nieślubnym synem raz czy dwa razy w tygodniu, będzie go w praktyce raczej rozpieszczał niż wychowywał. Po czwarte dlatego, że dla syna jest lepiej, gdy samotnie wychowuje go matka, niż gdy jego rodzice czasem się ze sobą spotykają, ale nie okazują sobie żadnej miłości i czułości.
Mężczyzna wsłuchiwał się uważnie w te argumenty i po namyśle powiedział, że mam dużo racji, lecz on mimo wszystko spróbuje pomóc synowi, widując się z nim raz w tygodniu i zachowując dystans wobec jego matki. Po kilku miesiącach mój rozmówca zadzwonił i powiedział, że stało się to wszystko, co przewidywałem: jego żona i ślubne dzieci zaczęli jeszcze bardziej cierpieć niż w okresie, gdy miał romans. Dawna kochanka zaczęła o niego walczyć i wysyłać do jego żony listy, w których tryumfująco oznajmiała, że to ona wreszcie wygrała. Z kolei on sam przekonał się o tym, że spotkania z synem to rzeczywiście tylko rozpieszczanie dziecka i powodowanie u niego rosnącego zagubienia. W tej sytuacji zdobył się na odwagę i stanowczość konieczną do tego, by uznać swój błąd i wycofać się z tego podwójnego życia. Podobna zasada dotyczy wszystkich mężczyzn w analogicznej sytuacji, czyli także księdza, jeśli ma romans i dziecko. Taki ksiądz powinien wtedy nawrócić się i powrócić do gorliwej posługi kapłańskiej. Powinien też płacić uczciwej wysokości alimenty. Nie powinien natomiast się łudzić, że pogodzi kapłaństwo z wychowywaniem dziecka. Jest to zadanie kobiety, jeśli zdecydowała się ona na współżycie z mężczyzną, który wcześniej zobowiązał się do bezżenności na zawsze.
Nie ma rozwiązań bezbolesnych
Jeśli dochodzi do zdrady małżeńskiej i gdy z takich związków na świat przychodzą dzieci, to optymalną reakcją na taką sytuację jest radykalne nawrócenie obydwu osób, które dopuściły się zdrady i postępowanie odtąd zgodnie z zasadami Ewangelii. Oznacza to, że każda ze stron powraca do swego małżonka czy poprzedniego stanu życiowego, zachowuje czystość i uczy się kochać bardziej niż dotąd. Z oczywistych względów dziecko czy dzieci ze związku pozamałżeńskiego pozostają u jednego z rodziców, ale ten drugi rodzic – po nawróceniu – mógłby mieć regularny kontakt z nimi. Taki kontakt ważny jest szczególnie wtedy, gdy nieślubnym dzieckiem jest córka, która pozostaje z mamą, gdyż do optymalnego rozwoju dzieci i nastolatki potrzebują szczególnej bliskości rodzica drugiej płci. W takiej sytuacji byłoby możliwe przyprowadzanie dziecka do domu tego drugiego rodzica, pod warunkiem jednak, że zgadza się na to jego małżonek, a także dzieci z sakramentalnego małżeństwa. Kolejny warunek to szlachetna postawa dawnej kochanki czy dawnego kochanka wobec skrzywdzonej zdradą osoby i serdeczne przeproszenie za zadane cierpienie, jeśli takie przeproszenie przyniesie ulgę skrzywdzonej osobie. W praktyce rzadko zdarzają się sytuacje, w których wszystkie wskazane powyżej warunki zostają spełnione. Nawet wtedy żadna forma kontaktu rodzica z nieślubnym dzieckiem nie jest optymalna, gdyż jedyną optymalną formą jest wzrastanie dzieci przy obojgu rodzicach, związanych przysięgą małżeńską. Tylko taka sytuacja daje synom i córkom maksymalne poczucie bezpieczeństwa, a także dostęp do obojga rodziców dzień i noc- gdy tylko dzieci mają taką potrzebę.
Podwójna zdrada małżeńska
Najbardziej skomplikowana sytuacja ma miejsce wtedy, gdy zdrady dopuszczają się dwie osoby, z których każda zawarła już małżeństwo sakramentalne. Wtedy mamy do czynienia z podwójną zdradą. Jeśli z takiego związku rodzą się dzieci, to jakie optymalne zasady można wskazać ich rodzicom? Z oczywistych względów mężczyzna i kobieta powinni powrócić do żony i męża, a dziecko czy dzieci zrodzone w tym nowym związku powinny zamieszkać u jednego ze swoich rodziców. Optymalne jest zamieszkanie potomstwa u tego z rodziców, którego współmałżonek się na to zgadza. Jeśli żaden ze zdradzonych małżonków nie wyraża na to zgody, to taką sytuację należy przeanalizować indywidualnie, najlepiej z pomocą duszpasterza, gdyż nie istnieją ogólne normy w odniesieniu do sytuacji wyjątkowych i szczególnie trudnych.
Być wiernym złożonej przysiędze miłości
Jak reagować wtedy, gdy jedno z małżonków definitywnie porzuca współmałżonka i dzieci, decydując się na niesakramentalny związek z kimś innym? W tej sytuacji jedynym zgodnym z Ewangelią rozwiązaniem, jest zachowanie wierności własnej przysiędze i solidne wychowywanie dzieci. Jedna z kobiet, która znajduje się od ponad dziesięciu lat w takiej sytuacji, powiedziała mi z poczuciem własnej godności: mam kilkoro dzieci i żadnego kochanka. Niektórzy twierdzą, że wtedy, gdy Kościół stawia tak twarde zasady, przeszkadza opuszczonemu małżonkowi w doświadczeniu nowego szczęścia z jakąś inną osobą. W rzeczywistości Kościół w niczym nie przeszkadza, lecz chroni skrzywdzonego małżonka przed naiwnością, kierowaniem się emocjami czy szukaniem „szczęścia” na skróty. Dojrzały człowiek potrafi ponosić konsekwencje swoich decyzji – podjętych na zawsze i złożonych na piśmie, z powołaniem się na Boga. Także wtedy, gdy z perspektywy czasu czy obecnej fazy rozwoju odkrywa, że decyzje te były przedwczesne czy błędne. Obowiązuje tu zasada: jeśli krzywdzi mnie ktoś, komu ślubowałem miłość i kto mnie miłość ślubował, to mam prawo bronić się do separacji włącznie, ale nie mam prawa łamać mojej własnej przysięgi miłości.
Nowy towarzysz życia?
Jedna ze studentek opowiedziała mi o tym, że jej mama po ponad dwudziestu latach małżeństwa odeszła od męża-alkoholika, a teraz spotkała wspaniałego, szlachetnego i kochającego mężczyznę. Córka zachęca w tej sytuacji swoją matkę do tego, by z tym mężczyzną wzięła ślub cywilny, bo wtedy będzie znów szczęśliwa. Wyjaśniłem studentce, że trudno mi wyobrazić sobie pięćdziesięcioletniego „wspaniałego, szlachetnego i kochającego mężczyznę”, który nie ma jeszcze żony i dzieci. Łatwiej mi uwierzyć w to, że ów mężczyzna sprawia tak dobre wrażenie, niż w to, że naprawdę jest aż tak dojrzały. Jeśli natomiast rzeczywiście jest szlachetny i kochający, to on nie zgodzi się na ślub, gdyż nie będzie chciał doprowadzić do sytuacji, w której pokochana przez niego kobieta złamie własną przysięgę miłości. Będzie tę kobietę na różne sposoby wspierał, lecz nie będzie udawał jej męża. Małżeństwo nie jest przecież jedyną formą miłości i wzajemnego wspierania się mężczyzny i kobiety.
Związki niesakramentalne
Potrzebne jest precyzyjne określenie zasad, jakimi powinny kierować się osoby, które opuściły małżonka i dzieci, a następnie zdecydowały się na zawarcie niesakramentalnego związku z inną osobą (ślub cywilny lub konkubinat), a teraz uznały swój błąd i pragną być jak najbliżej Jezusa i Jego Kościoła. W takiej sytuacji optymalnym rozwiązaniem jest powrót obojga tych osób do swoich małżonków. Powrót do czekającego i otwartego na pojednanie prawowitego współmałżonka jest optymalny i wskazany moralnie nawet wtedy, gdy w niesakramentalnym związku są dzieci, lub gdy niesakramentalny partner potrzebuje opieki. Jeśli taki powrót nie jest już możliwy (na przykład dlatego, że opuszczony małżonek zdecydował się na dożywotnią separację), wtedy zadaniem osób żyjących w nowych związkach jest uczciwe życie tu i teraz, czyli postępowanie według zasad Dekalogu. Jeśli taka osoba ma dzieci z małżeństwa sakramentalnego, to jest zobowiązana wspierać je i pomagać im na wszystkie możliwe sposoby, w tym także finansowo, według potrzeb tychże dzieci i według możliwości finansowych rodzica.
Ludzie, którzy żyją w związkach niesakramentalnych i którzy tu i teraz kierują się Dekalogiem, pozostają uczniami Chrystusa, są nadal chrześcijanami i mają prawo do opieki duszpasterskiej ze strony Kościoła. Optymalna postawa z ich strony ma miejsce wtedy, gdy codziennie się modlą i gdy regularnie rozmawiają z wybranym przez siebie księdzem – kierownikiem duchowym, by w każdej dziedzinie życia postępować zgodnie z zasadami Ewangelii. Dobrą jest rzeczą, gdy włączają się w jakiś katolicki ruch formacyjny w swojej parafii czy okolicy. Z drugiej strony osoby żyjące w związkach niesakramentalnych – także wtedy, gdy nie mają przeszkód do zawarcia małżeństwa – powinni sobie uświadamiać, że w którejś fazie życie w bardzo istotnej kwestii nie posłuchali Jezusa i że przyjmują na siebie konsekwencje tamtego błędu i grzechu. Powinny też uświadamiać sobie to, że przyjmowanie komunii świętej w ich obecnej sytuacji byłoby znakiem wewnętrznie sprzecznym, gdyż ich postępowanie jest niezgodne z wolą Jezusa.
Jeśli osoby żyjące w związku niesakramentalnym dojrzeją duchowo do tego, by nie udawać małżeństwa i nie współżyć seksualnie, to taka decyzja wydaje dojrzałe owoce wtedy, gdy jest podejmowana nie ze strachu przed grzechem czy karą, lecz z miłości do Boga, do samego siebie i do tej drugiej osoby, czyli z pragnienia świętości. Jednak nawet wtedy, gdyby on i ona już nie współżyli seksualnie, to nadal nie dochowują wierności złożonej przez siebie przysiędze małżeńskiej i nie wspierają małżonka, któremu ślubowali miłość aż do śmierci. W tej sytuacji mają prawo do szczerej tęsknoty za Jezusem i do duchowej komunii świętej. Mogą wejść na drogę świętości – świętości w pewnych aspektach trudnej i bolesnej, ale prawdziwej. Katolicy żyjący w związkach niesakramentalnych – jeśli mówią sobie prawdę w dobrze już uformowanym sumieniu – nie pretendują do bycia w centrum uwagi, nie aspirują do podejmowania funkcji liturgicznych, na przykład ministranta czy lektora. Nie zgłaszają swojej kandydatury do rad parafialnych. Takie przejawy bycia aktywnym we wspólnocie parafialnej pozostawiają tym, którzy nie popełnili tak poważnych błędów, chociaż również oni zmagają się ze swoimi słabościami i grzechami oraz potrzebują ciągłego nawrócenia. Osoby dojrzałe duchowo, które żyją w związkach pozamałżeńskich, cieszą się, gdy księża oferują im duszpasterstwo specjalistyczne i chętnie z takiej pomocy korzystają. Z drugiej strony oni sami przypominają duchownym o tym, że najpierw powinni oni organizować grupy formacyjne i różne formy duchowego wsparcia dla tych małżonków, którzy zostali opuszczeni i skrzywdzeni, a mimo to pozostają wierni złożonej przysiędze małżeńskiej i żyją w czystości.
To, co proponuje Kościół w obliczu kryzysów małżeńskich, są w stanie zrozumieć i wykorzystać jedynie ci, którzy wiedzą, że Kościół naśladuje Jezusa, czyli Tego, który w każdej sytuacji wskazuje rozwiązania prawdziwe, a nie rozwiązania łatwe. To, co prawdziwe, zawsze jest trudniejsze i stawia wyższe wymagania. Ci, którzy idą tą drogą, są najlepszym dowodem na to, że również w kwestii przezwyciężania kryzysów małżeńskich to Jezus ma rację.